Forum Forum miłośników twórczości Tolkienia i Rhapsody Of Fire
Forum dyskusyjne miłośników J R.R Tolkiena I RoF
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowiadanie nawiązujące do świata stworoznego Przez RoF

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum miłośników twórczości Tolkienia i Rhapsody Of Fire Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Monika
Administrator



Dołączył: 06 Maj 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 17:49, 15 Maj 2007    Temat postu: Opowiadanie nawiązujące do świata stworoznego Przez RoF

Młody wojownik był brutalnie biczowany. Za każdym razem czuł przeszywający jego ciało ból. Czarny Zakon nie miał litości. Wybił całą jego armie, a jego oddał do niewoli. Teraz żałował, że jako jedyny przeżył... Biczowanie się skończyło, lecz poczuł silne szarpnięcie. Stawiał opór, ale wróg był silniejszy. Zaciągnęli go do groty w samym sercu Hargoru.
Tam miał zakończyć swoje życie, wojownik nordyckiej krwi z Ragalornu. Bardziej upokarzającą niż jego żołnierze. Czarne, sklejone krwią włosy opadły na jego twarz, gdy został przykuty do ściany ciężkimi stalowymi łańcuchami. Jego ciemne oczy spojrzał poprzez mgłę na Vankara z Helmu, lojalnego sługę Czarnego Króla Akrona i jednym z mistrzów Czarnego Zakonu a także głównym przewodniczącym w nim.
- Będziesz tu zdychać w straszliwych męczarniach... – splunął mu w twarz i wraz z demonicznymi wojownikami opuścił grotę.
Rycerz nic nie rzekł na jego słowa tylko zamkną oczy z wycieńczenia. Następnej nocy tu wrócą by zabić go powoli i w straszliwych męczarniach, jak zazwyczaj zabijali swoje ofiary.

Po paru sekundach otworzył oczy, i ujrzał jakąś przeźroczystą postać, w czarnej zbroi płytowej. Młodemu wojownikowi zdawało się, że on jest widmem jakiegoś sługi Czarnego Króla albo jedną z jego ofiar. Ów postać była bardzo piękna, jego oczy były koloru bursztynu, przepełnione złem. Morfeldil zadrżał, gdy ów cień spojrzał na niego nienawistnym wzrokiem.
- Nie lękaj się mnie – powiedział łagodnie. – Wiem, że masz szansę ocalić swoje życie i godność przed jutrzejszą okrutną egzekucją.
W jego głosie usłyszał małą nutkę rozbawienia, wprawdzie nie wierzył mu, ale postanowił się przekonać.
- W jaki sposób... – spytał powoli. – Co chcesz w zamian za ocalenie mi życia?
Nieznajomy uśmiechnął się tajemniczo na jego słowa i sięgnął po niewielki sztylet i dotknął nim jego piersi w miejscu serca.
- Twojej duszy.... wieczystej służby – rzekł, a jego oczy nabrały większego blasku.
Teraz Morfeldil pojął wszystko, a także zrozumiał, kim on jest. Oto miał przed sobą najstarszego i najpotężniejszego z trzech synów, piekielnego Boga Wojny Krona. W pewnej chwili poczuł nieopisana chęć oddania się Nekronowi. Na wiekuistą służbę. Na jego twarzy, na której wyryte było przeżyte cierpienie pojawił się jeden prawdziwy uśmiech. A jego oczy zalśniły obłąkańczo.
- Zgoda...panie, mój... – rzekł Morfeldil z uśmiechem. – Jestem twój...
Nekron, tylko się uśmiechnął i wykonał parę szybkich ruchów sztyletem robią na skórze na piersi wojownika płytkie, aczkolwiek krwawiące rany, które układały się w jakiś symbol.
- Ten znak będzie już nosił przez wieki – szepnął Demoniczny Władca i dotknął rany Morfeldila.
Ten od razu poczuł, ze ma w sobie siły, jakich dotąd nie miał. Zerwał kajdany i padł na kolana przed Nekronem pokazując mu największe oddanie i szacunek. Kronion uśmiechnął się tylko i zaczął szeptać w Nekranosie wiekuistą przysięgę Czarnemu Zakonowi, Morfeldil ją powtórzył. Po tym Demoniczny Rycerz go opuścił mówiąc mu, ze nadejdzie czas, w którym on spłaci bardziej dług za ocalenie życia...

Swą nową moc wykorzystał przeciwko swemu byłemu oprawcy wymuszając na nim w upokarzający sposób oddanie mu przewodnictwo nad Czarnym Zakonem. Vankar tak jak mu obiecywał powrócił do groty wraz paroma mistrzami Czarnego Zakonu, aby go zabić. W tej jednej chwili stało się coś, nieoczekiwanego. Morfeldil powstał z klęczek przed miejscem gdzie jeszcze parę godzin temu stał cień Demonicznego Rycerza. Powstał i uderzył na Vankara powalając go na ziemie u swych stóp. Zaklęciem zadał mu potężną ranę, buchnęła krew z rany czarodzieja. Ten wrzasnął z bólu.
- Myślisz pasożycie, ze na długo będziesz przewodniczył Czarnym Zakonem – szepnął Morfeldil nie swoim głosem.
To Nekron przemawiał przez usta swego nowego i najwierniejszego sługi do czarodzieja z Helmu, który dopiero teraz to pojął.
- Już nie będziesz nim przewodniczył, Vankarze – kontynuował Krwiopijca. – Ktoś godniejszy od ciebie przejmie tę funkcję. Ten, kogo ty najpierw upokorzyłeś i skazałeś na powolną i bolesną śmierć? Masz szczęście, że nie mam ochoty cię zabijać w ten sposób. Jeszcze kiedyś staniesz się użyteczny jak mojego młodszego brata dosięgnie zguba...
- Tak, mój panie – upokorzony Vankar padł na kolana przed Morfeldilem.

W ten oto sposób rozpoczął się nowy rozdział w życia Ragalockiego wojownika, który został obdarzony przez syna Krona potężną mocą i nieśmiertelnością. Żadne ostrze nie mogło go zabić, z pewnością nawet Szmaragdowy Miecz nie jest wstanie go zabić. Legendy i mity mówiły, ze tylko potężne ostrze, potężniejsze niż Szmaragdowy Miecz mogło zadać mu śmierć. A zginie z rąk śmiertelnika, po którym się tego nie spodziewał.

W czasach wojny Gargulców Morfeldil nie wtrącał się w sprawy Akrona, bowiem ich stosunki były bardzo zimne. Czarny Zakon, od kiedy on przejął nad nim władzę nie pomagał Czarnemu Królowi w jego podbojach Zaklętych Krain. Zaś po jego śmierci Morfeldil przejął całkowitą władzę w Hargorze.

Po latach pięciu śmiałków wykradło z Dar-Kunor Czarną Księgę. Zebrał on kilku najsilniejszych wojowników w Czarnym Zakonie i ruszył w pościg za złodziejami Słów spisanych przez jego Pana.

Słychać było szum wiatru, sypał śnieg. Pięciu wędrowców przemierzali pustkowia, kierując się do Elgardu. Musieli się spieszyć, nie wiadomo było czy Synowie Ciemności rzucili się za nimi w pogoń.
Morfeldil ukryty na wysokiej skalnej półce ujrzał ich. Widział, ze stary czarodziej trzymał w rękach skarb, który skradziono z Dar-Kunoru. Musiał za wszelką cenę odzyskać Księgę, która należy do jego pana. Wiedział doskonale, ze oni nie wiedzą o jego obecności tutaj. Z okrutnym uśmiechem spojrzał w stronę najlepszych wojowników Czarnego Zakonu, nikt ich jeszcze nie zwyciężył.
- Ruszajcie. Odzyskajcie księgę, ale nie zabijajcie ich – rzekł Wielki Mistrz, patrzą się na jednego z nich.
Dobyli mieczy i zeskoczyli ze skały lądując za plecami piątki bohaterów. Dargor odwrócił się gwałtownie w ich stronę dobywając miecza.
- Znaleźli nas Irasie! – krzyknął, zwracając się do towarzyszy.
Pomimo długiej męczącej walki wrogów wciąż przybywało zamiast ich ubywać. Wojownicy zrozumieli, ze mają do czynienia elitą najpotężniejszych wojowników Zakonu Zła. Ale nie zabijali ich, dążyli tylko do tego by odzyskać Siódmą Czarną Księgę. Iras prostym zaklęciem zabił dziesięciu napastników, ale to i tak nie otworzyło im drogi ucieczki.
Nagle przed czarodziejem stanęła postać w czarnym płaszczu, która bardzo różniła się od reszty wojowników ciemności, którzy ich zaatakowali. Tharis widział, że Iras po raz pierwszy od wielu godzin walki był przerażony.
- To wielki mistrz Czarnego Zakonu – szepnął, Dargor, który znał od najmłodszych lat Morfeldira, którego Vankar nienawidził z całego serca.
- Dargor…zdrajca! – szepnął on spokojnym tonem, uderzając Księcia Czarnych Krain zaklęciem.
Dargor został odrzucony naprzeciw ległe skały, a potem bezwładnie się po nich osunął. Morfeldil z okrutnym śmiechem wyciągnął rękę w stronę Irasa, a Czarna Księga wyrwała się z jego rąk. Błyskawicznie znalazła się w rękach zwycięskiego Wielkiego Mistrza Czarnego Zakonu, który dał znać swym wojownikom by się wycofali.
Wkrótce Morfeldil został sam z piątką swoich wrogów, zbliżył się w stronę Dargora i kopnął go z całej siły w bok. Były Syn Ciemności wrzasnął z bólu, gdy zostały złamane pod siłą uderzenia cztery żebra. Oprawca chwycił go za ubranie i rzucił z nadludzką siłą do stóp Irasa.
- Możecie iść świadczyć o swej klęsce – powiedział, szydząc z pokonanych.
Wkrótce nasi bohaterowie zostali sami, upokorzenie przez wroga. Wiedzieli, ze teraz Magiczne Krainy znów są w niebezpieczeństwie. Nie było już Szmaragdowego Miecza, z którego pomocą można by było zapobiec czekającej ich w przyszłości tragedii…

Noc panowała nad Algalordem, kiedy na brzegu morza stanął młody wojownik, o długich jasnych włosach. Miał około dwudziestu lat. Jego szmaragdowe oczy płonęły dumnym blaskiem i młodzieńczą energią. Wskoczył do wody, gdy czarne wygłodniałe węże spały. Nie minęło parę minut a znów się wynurzył dzierżąc w dłoni szmaragdowe ostrze. Szmaragdowy Miecz. Młodzieniec chciał odnaleźć Białą Księgę, a Szmaragdowy Miecz mógł mu w tym bardzo pomóc, zwłaszcza, ze to była potężna broń. Poszedł w stronę swego konia i pojechał w stronę swego rodzinnego Loregardu. Było to dwa tygodnie po stracie Czarnej Księgi. Nagle przed nim wyjechał wojownik w ozdobnych szatach na koniu. Jego proste czarne włosy opadały mu na ramionach. Jego niebieskie oczy płonęły dostojeństwem i mocą, która lekko przestraszyła wojownika z Loregardu.
- Artariel z Loregardu – rzekł cicho nieznajomy i spojrzał na kołyszący się u boku wojownika Szmaragdowy Miecz. – Widzę, że chcesz się udać do Hargoru po waszą ostatnią nadzieję… Masz rację… Biała Księga Eriana znajduje się w Hargorz… W pałacu gdzie niegdyś miał swe gniazdo Akron…
- Kim jesteś? – spytał z niepewnością Loregardczyk
On nic nie odpowiedział tylko odjechał w ciemność. Artariel westchnął ciężko i pojechał dalej galopem w stronę swego rodzinnego miasta. Tam gdzie niegdyś rozpoczęła się legenda. Nie minęło kilka godzina a znów się zatrzymał widząc na drodze leżącą dziewczynę w skórzanych spodniach i lekkiej koszuli. Serce w nim zamarło na jej widok. Zeskoczył z konia i znalazł się przy niej. Dotknął tętnicy szyjnej. Odetchnął z ulgą. Żyła była cała i zdrowa. Wziął ją na swego wierzchowca i pojechał dalej w stronę Loregardu.

Morfeldil zatrzymał konia przed zamkiem w Hargorze. Bowiem miał tam porozmawiać ze swoim panem, który powrócił do Magicznych Krain. Wszedł samotnie do pałacu Nekrona. Demony padały na kolana na sam jego widok. Naznaczony miał wiele poważania u sług swego pana. Ankar, czarnoksiężnik z Helmu na sam jego widok, ogarnął strach. Padł twarzą na posadzkę.
- Tak masz czynić…zawsze, gdy tu będę przybywać – rzekł Morfeldir, patrząc się z pogardą na Vankara
Po tych słowach udał się do Sali tronowej, śmiejąc się złośliwie. Wchodząc do Sali tronowej padł na kolana przed mroczną postacią, siedzącą na tronie mroczną postać.
- Witaj, Morfeldilu – rzekł Nekron, który był odziany w Czarną zbroję. – Widzę, że masz mi coś ważnego do powiedzenia…
- Szmaragdowy Miecz nie jest już w morzu – wyjaśnił Wielki Mistrz Czarnego Zakonu. – Odnalazł się potomek wybrańca… Sam wpadnie w nasze sidła. Kazałem mu szukać Białej Księgi właśnie tutaj…
Na te słowa Nekron wybuchnął zimnym śmiechem. Wiedział już, czego pragnie, zdobędzie Szmaragdowy Miecz. I nie popełni błędów swego młodszego brata Akrowa.
- Zatem sobie na niego poczekamy – zaśmiał się okrutnie

Monika miała znów dziwny sen. Śnił jej się miecz o błękitnej rękojeści na środku, której był ogromny szafir. Leżał na kamiennym ołtarzu. Gdy tylko go dotknęła usłyszała wrzask z piekła rodem. Obudziła się następnego dnia zupełnie nieznanym jej miejscu. Leżała na łożu w małym prostym domu. Widziała oparte o ściany różne miecze.
Do domu po paru minutach wszedł młody, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego jasne, proste włosy opadały mu na ramiona. Jego twarz była młoda bez żadnych rys. A oczy były koloru błękitu nieba. Monika poczuła od razu do nieznajomego nić sympatii.
- Jak się czujesz? – spytał młodzieniec, siadając na brzegu łóżka przy niej.
- W porządku – szepnęła. – Kim jesteś, panie?
- Jestem Artariel – przedstawił się wojownik. – Jak ci na imię?
- Monika… – przedstawiła się.
- Piękne imię – powiedział cicho.
Monika wstała z łóżka i aby rozprostować dłonie podniosła jeden z leżących miecz i wyszła z domu by poćwiczyć. Artariel stał oniemiały patrząc na jej perfekcyjne cięcia i pchnięcia wykonywane w powietrzu. Sięgnął po swój miecz i podszedł do niej, dając jej znać, że chce z nią trochę poćwiczyć. Przyjęła to z uśmiechem. Podczas walki była szybka i zwinna jak kot. Wojownik Lodu miał problemy z uniknięciem jej ciosów. Wiedział, że ona mogła mu bardzo pomóc podczas jego drogi, do Hargoru
- Świetnie walczysz, Monika – rzekł Artariel, po paru godzinach. – Czy ze chcesz mi towarzyszyć w drodze do Hargoru?
- Tak – szepnęła Monika. – Ponieważ czuję, ze sam sobie nie poradzisz
Młody nordycki wojownik uśmiechnął się z wdzięcznością do dziewczyny. Mieli wyruszyć jeszcze tego wieczora.

Upłynęły trzy miesiące.
Monika, Artariel i Arwald, wojownik, który nosił imię legendarnego przyjaciela Wojownika Lodu byli we trójkę w drodze do Hargoru. Niewiasta cały czas miała ten sam sen o mieczu i miała uczucie, że on coś znaczy, lecz nie wiedziała co. Tej nocy ona pełniła warte, kiedy jej towarzysze spali spokojnie, twardym snem. Byli już blisko zamku, gdzie podobno trzymają Białą Księgę Erian. Czuła, że coś było nie tak. Jakby ktoś szykował na nich jakąś podłą pułapkę. Nagle ujrzała trzy postacie w czarnych szatach kapturze, którzy powoli zbliżali się w stronę ich obozu.
Nekron i Morfeldil przewidzieli, że Artariel będzie brał ze sobą towarzyszy. Byli to trzej najlepsi wojownicy Nekrona.
- Czego? – wysyczała Monika ze złością, gdy na jej widok dobyli mieczy.
- Nasz pan życzy sobie byście stali się jego więźniami –rzekł jeden z nich.
Na te słowa Monika zerwała się ze swego siedzenia, sięgając po swoje ostrze. Wyczuła, że sama sobie nie poradzi i potrzebuje pomocy. Artariel i Arwald także się zbudzili dobywając mieczy.
- Przekażcie swemu panu, że przybędziemy do jego pałacu wolni.. bez kajdan – rzekła Monika, zadając pierwszemu nich śmierć.
Na ten widok jej wrogowie zaczęli się cofać przed nią, a potem odeszli bez słowa. Monika westchnęła ciężko i wiedziała, ze musieli jak najszybciej dostać się tam, gdzie były uwięzione słowa anioła. Musieli się spieszyć. Szybko złożyli obóz i udali się dalej. Im bardziej szli w stronę mrocznego zamczyska dziewczyna czuła pod stopami łamiące się kości ich byłych ofiar. Mądliła się by nie skończyli tak samo.
- To tutaj – Artariel westchnął ciężko. – Moniko, Arwaldzie, nie proszę was byście mi towarzyszyli..
- Ja pójdę z tobą – rzekła młoda wojowniczka.
- Dziękuję ci – rzekł młody Wojownik Lodu.
- Ja też z wami pójdę, chociaż serce mi mówi, ze nie wyjdę już stąd żywy – powiedział cicho Arwald i razem z nimi podążył przez otwarte na oścież wrota zamczyska.
Gdy tylko je przekroczyli zatrzasnęły się z głośnym hukiem za ich plecami. Monika zadrżała, gdy tylko usłyszała ten huk. Pojęła, ze miała rację. Wpadli w zastawioną z dawna na nich pułapkę.
- Witajcie, w naszych skromnych progach.. – przed trójka bohaterów stanął Morfeldil, w tej samej szacie jak w tej, gdy odebrał Irasowi i jego drużynie Czarną Księgę. Zwrócił się Artariela. – Oddaj nam Szmaragdowy Miecz, a ani twemu towarzyszowi ani kobiecie.
- Nigdy nie dostaniesz tej broni – krzyknął Arwalda i ruszył na sługę Nekrona z obnażonym mieczem.
Morfeldil tylko uśmiechnął się okrutnie i uniknął ciosu wojownika, po czym rozciął mu mocno pierś szybkim cięciem swego miecza. Arwald padł na ziemię u jego stóp. Był konający. Monika i Artariel pobiegli do rannego towarzysza.
- Wyjdziesz z tego… nie poddawaj się – szepnęła ze smutkiem wojowniczka.
On nic już jej nie odpowiedział. Zamknął oczy konając w ramionach swych towarzyszy. Wielki Mistrz Czarnego zakonu roześmiał się okrutnie, za jego plecami pojawiło się więcej jego wojowników gotowych na jego rozkazy. Monika zerwała się z posadzki, dobywając miecza
- Zapłacisz za niego! – wrzasnęła i postawiła krok w jego stronę. – Zaraz się z tobą rozprawię.
- Ty ze mną? – powtórzył zimno Morfeldil, podchodząc do niewiasty. – Przekonamy się…zaraz się przekonamy.
Zaatakowała go, lecz on był szybki.. Szybszy niż ona sama. Gdy tylko się zmęczyła walką wróg uderzył ja ręką w twarz, powalając ją na ziemie u swych stóp. Była cała zdyszana. Wróg unikał każdego jej ciosu, nie atakując ja by ją osłabić. Ona właśnie to pojęła.
- I kto tu się, z kim rozprawi! – kopnął ją z całej siły w bok, łamiąc jej kilka żeber. – Mów! Kto się z kim rozprawi. Ty ze mną czy ja z tobą?!
Monika wrzasnęła z bólu pod wpływem brutalnego ciosu oprawcy,. Artariel nadbiegł jej z pomocą rzucając wroga na wrota z taką siłą, że one się otwarły. Monika uniosła się na łokciu kaszląc własną krwią.
- Brać ich – rzekł Morfeldil, patrząc na swą gwardie przyboczną.
Wojownicy ruszyli w ich stronę. Monika wstała i zaczęła ciąć sobie drogę ucieczki, gdy wrota były otwarte.
- Uciekaj, Monika – wrzasnął nordycki wojownik, gdy chwycili go wrogowie.
Monika zadała śmierć ostatniemu z wrogów, który stał jej na drodze i rzuciła się do tchórzliwej, haniebnej ucieczki. Czuła, że jeśli znajdzie jakaś potężna broń zdoła uwolnić przyjaciela. Morfeldil uśmiechnął się złośliwie, gdy dziewczyna uciekła. Nie była dla nich ważna, dlatego nie posłał z Anią pościgu. Chodziło tylko o Artariela i jego Szmaragdowy Miecz. Siłą go zawlekli w głąb zamku.
Monika parę mil dalej, z bólu padła na ziemię, tracąc przytomność.

Morfeldil siłą zawlókł Artariela do swego pana, który siedział na tronie. Nordycki wojownik spojrzał z furią na Demonicznego Rycerza. Zrozumiał, ze ma przed sobą wroga, znacznie potężniejszego niż Akron. Naznaczony odebrał miecz wojownikowi i wręczył go swemu panu.
- Jeden z jego towarzyszy nie żyje, a wojowniczka, która mu towarzyszyła uciekła – rzekł Morfeldil, zwracając się do Nekrona..
- Musisz ją wytropić, sługo, mam uczucie, ze ona jest twą zgubą – powiedział cicho Demoniczny Rycerz.
- Ona jest nie groźna, panie – odpowiedział z niepewnością Morfeldil. – Ze złamanymi żebrami daleko nie zajdzie.
- Niektóre nie do patrzenia mogą być zgubne – rzekł Nekron.
Morfeldil po raz pierwszy w życiu nie zrozumiał znaczenia słów swego pana. Lecz wiedział, co musi zrobić. Wytropi Monikę i sprowadzi ją z powrotem do zamku. Wychodząc z Sali tronowej swojego pana zebrał trzech swoich najlepszych wojowników i ruszył w pogoń za dziewczyną

Monika otwarła zmęczone oczy i uniosła się z ziemi. Złamane żebra zaprotestowały ostro, ale dla niej nie miało to znaczenia. Musiała znaleźć sposób by wyrwać z rąk nieprzyjaciela Artariela. Długo szła nieznanymi jej drogami. Dniami i nocami. Znalazła się na pustkowiach poza Hargorem. Znalazła tego dnia grotę, gdzie mogła troszkę odpocząć. Po wejściu w jej progi ujrzała w oddali błękitne światło. Postanowiła pójść za nim. Szła bardzo długo, z każdym krokiem wydawało się jej, ze grota robi się jakby jaśniejsza.
Wkrótce znalazła się w ogromnej komnacie, która była mroczna. Strzeliste gotyckie wnętrze budziło w dziewczynie strach. Ujrzała na kamiennym ołtarzu miecz…Aż serce jej podskoczyło. To był miecz z jej snu. Szafir na rękojeści płonął zimnym blaskiem. Monika podeszła do ostrza i położyła na nim rękę. Nie mogła go podnieść. Gdy w końcu się jej to udało usłyszała ten wrzask, a potem zapadła głęboka cisza. Miecz płonął dumnie w jej dłoni. W tej jednej chwili postanowiła wrócić tam i odbić przyjaciela. Położyła na ołtarzu stare ostrze i opuściła grotę.
Wiele czasu zajął jej powrót do Hargoru, a mając przy boku ostrze z jej snu czuła się trochę lepiej. Udało się jej wejść do zamku, gdzie trzymano Artariela bez większych problemów. Monika zeszła samotnie do lochów i rozpoczęła poszukiwana młodego Wojownika Lodu. Korytarze były pokręcone, przypominające jej jaki ogromny labirynt, który nie miał żadnego wyjścia. Lecz szczęście jeszcze jej nie opuściło. Odnalazła celę, gdzie trzymano jej drogiego przyjaciela. Był przykuty do ściany celi. Jego ciało ociekało krwią z licznych rany.
- O, Artarielu! – szepnęła Monika i jednym uderzeniem miecza zniszczyła celę i rozcięła łańcuchy, krępujące nieprzytomnego wojownika.
Dziewczyna podtrzymała ciało przed upadkiem. Monika zapłakała nad jego opłakanym stanie – dzieło okrucieństwa Hargoru. Wzięła go pod ramię i opuściła celę, ściskając w dłoni miecz na wypadek, gdyby były problemy z wyjściem z zamku, a potem z opuszczeniem granicz Czarnych Krain. Długo błądziła po lochach. Za każdym razem trafiała w to samo miejsce.
- Kogo ja widzę…a jednak wróciłaś po swego przyjaciela – rozległ się za jej plecami głos Morfeldila.
Monika położyła przyjaciela pod ścianą i odwróciła się w stronę wroga, unosząc w górę swą stal. Tym razem nie da się mu tak potraktować, jak przy ich pierwszym spotkaniu.
- Znów chcesz walczyć? – spytał drwiącym tonem. – Nie wystarczył ci ten wycisk, który dałem ci ostatnio. Zwłaszcza, że kobieta nie powinna wcale walczyć. Oddaj mi broń i poddaj się po dobroci. Potem już nie będę taki miły…
Na te słowa Monika roześmiała się, bowiem nie zamierzała się poddać. Znała swój cel i nie chciała go porzucić. Ona i Artariel opuszczą żywi stolicę Czarnych Krain. Monika dostrzegła, że za Morfeldilem stała mroczna postać w czarnej, pełnej zbroi płytowej. Nie wiedziała, kim on jest, ale dla niej to akurat nie miało znaczenia.
- Atakuj, skoro jesteś tak pewny siebie. Pokaż mi, że nadal jesteś wstanie mnie pokonać! – szepnęła Monika, usiłując z prowokować Wielkiego Mistrza do ataku.
Nekron, który się temu przypatrywał, ale nic nie zrobił by ostrzec swego sługę. Morfeldil w furii ruszył na Monikę, która sparowała jego cios bez problemu. Unikała każdego ciecia i pchnięcia jak kot, jej miecz rozdarł jego bok. Popłynęła krew, naznaczony spojrzał na nią z przerażeniem. Zrozumiał teraz znaczenie słów swego pana. Przewidział, że ona być jego zgubą.
- Nie zabijesz mnie! – syknął i machnął mieczem rozrywając jej ramię.
Zaczął szeptać zaklęcie, które przeszyło jej ciało ostrym bólem i rzuciło o przeciw legła ścianę. Monika krzyknęła, zwijając się po posadzce z cierpienia. Morfeldil podszedł do niej nadal zaciskając dłoń w pieść powodując, że ciało niewiasty przeszywane było coraz większym bólem.
- To koniec… – wyszeptał. – Mówiłem, że będziesz żałowała swych czynów..
Usta Nekrona wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu, kiedy dostrzegł, że jego najwierniejszy sługa znów ma kontrolę nad sytuacją. Lecz to była tylko chwilowa kontrola.. Nagle Monika mimo bólu powstała, wznosząc miecz i celując w pierś Morfeldila, w oczach, którego zabłysnęło zdziwienie, zaskoczenie i strach.
-To nie mój koniec.. lecz twój – wrzasnęła i wbiła ostrze po rękojeść w serce wroga, sam znak, który przed laty zrobił mu Nekron.
Morfeldil spojrzał jeszcze raz na nią zaszokowany, po czym zamknął oczy i padł martwy na posadzkę. Monika zwyciężyła. Czując straszliwe zmęczenie zamknęła oczy, padając na posadzkę i tracąc przytomność.
Nekron podszedł do nieprzytomnej dziewczyny i wysunął miecz z jej rąk i przyglądając się mu uważnie. To było ostrze znacznie potężniejsze niż Szmaragdowy Miecz. Zwrócił się do paru wojowników Czarnego Zakonu.
- Zabijcie go – wskazał na nieprzytomnego Artariela. – Ją weźcie do lochów.
Słudzy skrupulatnie i okrutnie wykonali rozkaz, dotyczący Artariela. Dwóch nich uniosło nieprzytomną Monikę na ramiona i powlokło do celi. Nekron zwrócił się do Vankara.
- Zbadaj dla mnie te ostrze – rzekł Demoniczny Rycerz i podał czarnoksiężnikowi ostrze Moniki.
Vankar bez słowa oddalił się zostawiając Nekrona samego. Uśmiechnął się okrutnie do swoich myśli i poszedł w stronę Sali tronowej. Wiedział, że Monika długo nie odzyska przytomności. Lecz kiedy się obudzi będzie czekać na nią bardzo niesympatyczna niespodzianka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ragnir




Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Sławków

PostWysłany: Wto 18:13, 15 Maj 2007    Temat postu:

Monika napisał:
Też robię masę błędów.


Oj tu się nie zgodzę. Błędów troszkę było ale nie aż tyle co w moim opowiadaniu. Tekst bardzo ciekawy. Treści nie mam nic do zarzucenia. Ciekawy jestem co Nekron zrobi z tym diabelnym ostrzem (raczej nic dobrego, ale kto wie?). Nie mogę doczekać się następnej części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hiniuial
Administrator



Dołączył: 06 Maj 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Wto 8:59, 22 Maj 2007    Temat postu:

Wszyscy czekają na ciąg dalszy, moja droga.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum miłośników twórczości Tolkienia i Rhapsody Of Fire Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin